Gaja Kołodziej „Dżokej”

dżokej
Obraz Aritha z Pixabay

Emma jako dziecko pokochała konie. Miłość do nich dawała jej poczucie bezpieczeństwa i przynależności, których zabrakło w jej życiu, odkąd opuścił ją ojciec. Wraz z mamą przeprowadziła się do dziadków, gdzie czekało na nią nowe życie. Zapowiadało się przygnębiająco, dopóki nie okazało się, że jej nowa koleżanka z klasy ma stadninę, a Emma znów może realizować się podczas spędzania czasu z ukochanymi zwierzętami. I choć nikogo nie powinien dziwić wybór kierunku studiów, jej matka ciągle łudziła się, że Emma przestanie zajmować się końmi i wiązać z nimi przyszłość, a zostanie na przykład księgową.

Ale to staż w niemieckiej stadninie, wybrany pod wpływem namów przyjaciółki, zmienił jej życie. Nie bez znaczenia była informacja o tym, że jej idol z dzieciństwa dżokej James McThorne również tam pracuje.

Szczerze mówiąc, zupełnie nie spodziewałam się tego, jak potoczy się ta historia. Podświadomie chyba nastawiałam się bardziej na romans (to takie moje domyślne ustawienie, kiedy sięgam po książkę). „Dżokej” okazał się jednak powieścią obyczajową. Akcja toczyła się niespiesznie, a ja śledziłam losy bohaterki, ciężką fizyczną pracę przy koniach i rozterki na temat przyszłości. Cieszyłam się również opisami pięknej letniej przyrody, którą dzięki plastycznym opisom, widziałam oczyma wyobraźni.

Z książki przebija się ogromna miłość do koni i wiedza o nich, naprawdę byłam pod wrażeniem – zarówno wiedzy autorki, jak i postawy Emmy, która była gotowa na najgorszą pracę fizyczną, byle mieć szansę być blisko koni. Nie polubiłam za to przyjaciółki Emmy. Czasem nawet miałam wrażenie, że sama Emma jej nie lubi. Różniły się od siebie w prawie każdym możliwym aspekcie, Emma czasem jej zazdrościła, czasem pobłażała, ale wbrew różnicom zależało jej na tej przyjaźni. Z drugiej strony, ciągle zastanawiałam się, ile romansu tu dostanę. I nie zawiodłam się, choć oznaki były na tyle niepozorne i delikatne, że nie zaćmiewały innych wątków. Ale mnie usatysfakcjonowały.

Rzadko sięgam po audiobooki, zdecydowanie wolę sama czytać książki, mam wrażenie, że więcej z nich wtedy wynoszę. Ale z drugiej strony, codziennie spędzam w aucie ponad 40 minut i nawet ulubiona muzyka po jakimś czasie mi się nudzi, więc szukam książek do słuchania dla siebie. Tu jednak jeden warunek, przez który trochę obawiałam się sięgać po tego audiobooka – musi mi się spodobać głos lektora. Część książek porzucam po kilkunastu minutach. Na szczęście w tym przypadku okazało się, że książkę czytaną przez Olgę Żmudę dobrze mi się słucha, a historia szybko mnie wciągnęła i w ten sposób „Dżokej” umilał mi drogę do i z pracy. Ale jeśli audiobooki nie są dla Was, znajdziecie tę książkę również w wersji elektronicznej.

Za możliwość poznania tej historii dziękuję Autorce.

Gaja Kołodziej „Dżokej”

 

Wydawnictwo SAGA Egmont
Czyta: Olga Żmuda
Długość: 9 h 1 min
ocena: 7/10