Kto jako dziecko nie marzył, żeby podejrzeć pracę Elfów w warsztacie Świętego Mikołaja? Zobaczyć jak powstają zabawki, którymi zostaną obdarowane dzieci na całym świecie: pluszowe misie, metalowe kolejki, lalki czy samochodziki. Przyjrzeć się, jak sprawnie i szybko powstają prezenty w tym dziecięcym raju, jak są pakowane, by wreszcie trafić do grzecznych dzieci niecierpliwie czekających na wizytę Mikołaja.
Amelia dostała taką szansę. Wraz ze swoją opiekunką Mary zamieszkała u Ojca Gwiazdki w Elfim Jarze, ale nie potrafiła być całkiem szczęśliwa. Chociaż uwielbiała przebywać ze swoimi bliskimi, w efiej krainie czuła się często obco. Po pierwsze wyróżniała się wśród nich wzrostem, a to dla dziewczynki, która nie lubiła być w centrum zainteresowania, było już dużym wyzwaniem. Nie potrafiła też w pełni zintegrować się w szkole, a zupełnie inaczej niż w Londynie nauczane przedmioty sprawiały jej dużo trudności. Bo jak zrozumieć elfią matematykę, skoro jedynym pewnikiem jest to, że dwa plus dwa to na pewno nie jest cztery, ale być może to śnieg. Czy jak dostać dobrą ocenę ze śmiania się nawet kiedy jest źle, skoro Amelii w szkole zupełnie nie było do śmiechu. Jedyna lekcja, na którą czekała z utęsknieniem, lekcja jazdy na saniach, pozostawała na razie tylko marzeniem.
Być może po jakimś czasie wszystko jakoś by się ułożyło, Amelia i Elfy przywykliby do siebie, gdyby nie dwa wydarzenia. Po pierwsze rozbiła bardzo drogie sanie. Po drugie zadarła nie z tym elfem co trzeba. Teraz nie tylko życie Amelii i jej bliskich jest zagrożone. Stawką jest również szczęście wszystkich dzieci czekających na świąteczny prezent do Ojca Gwiazdki.
Ale zaraz, co w tym całym zamieszaniu robi Króliczek Wielkanocny?!
„Ojciec Gwiazdka i ja” to trzecia część historii stworzonej przez Matta Haiga i ilustrowanej przez Chrisa Moulda. Nie czytałam dwóch poprzednich („Chłopiec zwany Gwiazdką”, „Dziewczynka, która uratowała Gwiazdkę”), ale nie przeszkadzało mi to dobrze bawić się przy tej książce. Chociaż teraz mam ochotę poznać tę historię od początku. Dawno nie czytałam książek dla dzieci (a przynajmniej takich, w których tekst zajmuje więcej miejsca niż ilustracje) i zapomniałam, jakie to może być przyjemne i rozluźniające. A przy tym przemycające pewne wartości. Jak te najbardziej oczywiste, że warto mówić prawdę i nie wierzyć w kłamstwo, czy o szeroko pojętej tolerancji.
Amelia przekonała się, że bycie obcą nie jest łatwe w nawet najbardziej przyjaznym świecie. Że warto walczyć o swoich bliskich. I, że jeżeli czegoś bardzo się pragnie, to nic nie jest niemożliwe.
Na razie odkładam książkę na półkę, gdzie nie sięgną małe rączki. Ale za parę lat przeczytam ją już razem z moją Olgą. Duża czcionka i liczne czarno-białe ilustracje sprawiają, że „Ojciec Gwiazdka i ja” to świetny pomysł na prezent dla starszego dziecka. Daj się zaprosić do wspólnego czytania i wspólnie przekonajcie się, że przedświąteczna gorączka istnieje nie tylko w ludzkim świecie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
P.S. Inne propozycje książek w świątecznym klimacie znajdziecie tutaj, a ja tymczasem wracam do lektury „Morderstwa na Święta”.
Matt Haig „Ojciec Gwiazdka i ja”
Ilustracje: Chris Mould
Tytuł oryginalny: „Father Christmas and Me”
Tłumaczenie: Ernest Bryll, Marta Bryll
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Data premiery: 29.10.2018
Liczba stron: 304
ocena: 7/10 (bardzo dobra)