Troszkę spóźnione, ale już wszystko nadrabiam 🙂
Niestety luty nie był całkiem udanym miesiącem, przez ostatnie 2 tyg nie mogłam ćwiczyć i trochę mnie to rozbijało, jednak poniedziałkowe zajęcia Bokwy weszły mi w nawyk i bez nich tydzień zaczynał się jakoś gorzej 😉 Przerwałam misję na Slank.pl, ale planuję do niej wrócić w najbliższym czasie (chyba, że zacznę chodzić na Zumbę). Dlatego w tym podsumowaniu nie będę publikować moich marnych fit-wyników 😉
{Zresztą w marcu nie będę potrzebować treningów, żeby się pobudzić. Postanowiłam się przemóc i od dziś jeżdżę autem do pracy, dlatego przez godzinę dziennie mam puls w granicach 110 :P)
Brak aktywności fizycznej przełożył się na większą ilość przeczytanych książek, w tym miesiącu było ich 10, co od początku roku daje 18 książek i 47,7 cm. Pozytywnie zaskoczyły mnie „Igrzyska śmierci”, myślałam, że jestem za stara na czytanie tego, a okazało się, że historia Katniss bardzo mnie wciągnęła. Oczywiście w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć Slaughter (zostały mi już tylko jej dwie książki 🙁 ) oraz książek z zimową okładką. Moją opinię o „Miłości w stylu retro” możecie sprawdzić na lubimyczytac.pl, tutaj wspomnę tylko, że takie książki nazywam miłymi komediami romantycznymi, ta jest napisana w pomysłem, zresztą bardzo lubię książki Kinselli i jeśli chcecie przeczytać coś o miłości ze szczęśliwym zakończeniem, to naprawdę polecam 🙂 Za to „Trzy oblicza pożądania” zdecydowanie odradzam 😀
Filmów znów nie było zbyt dużo, ale powoli nadrabiam zaległości. Nie byłabym sobą, gdybym nie obejrzała jakiejś ekranizacji, „Triszna” jest na podstawie Tessy D’Uberville, choć powiązanie jest dość luźne i gdybym nie wiedziała o tym, to mogłabym nie połączyć filmu z książką. O „Igrzyskach Śmierci” chyba nie muszę dużo pisać, obejrzałam świeżo po przeczytaniu i chociaż książka lepsza, to film również mi się podobał. Na „Jestem Bogiem” trafiłam przypadkiem w TV i najpierw trochę oglądałam, a trochę czytałam, ale ostatecznie wygrał z książką. Czy jestem ostatnią osobą, która oglądała „Drogówkę„? Po filmach Wojciecha Smarzowskiego zawsze mam podobne odczucia, że wszystko o czym opowiada jest straszne, ale niestety prawdziwe.
Miłego wieczoru! 🙂
P.S. I jeszcze bonus. Podobają się Wam matowe paznokcie? Na Zszywce znalazłam sposób, jak zrobić je domowym sposobem (wykorzystując mąkę). Podobał mi się efekt, ale metoda ma 2 wady, przez które już nie będę tak ozdabiać paznokci: strasznie długo schną, a potem baaardzo ciężko się je zmywa.