
Ineke Meredith to pochodząca z Samoa chirurg pracująca w szpitalach w Nowej Zelandii, gdzie wyemigrowała, by walczyć o życie lepsze, niż mieli jej rodzice, niż mogła jej zapewnić jej rodzinna wyspa. To historia o tym jak próbowała połączyć bycie lekarzem chirurgiem z byciem matką i częścią rodziny.
Kobieta opowiadała o swojej chirurgicznej praktyce, ale między tymi historiami przewijało się jej życie prywatne – zepchnięte na drugi plan, co zdawało się nieuchronne przy takim wyborze kariery. Kobieta musiała zaliczyć wielomiesięczne szkolenia, miała dyżury w różnych szpitalach. Jej syn musiał się przyzwyczaić do ciągłej nieobecności matki, do spędzania czasu z babcią lub ciociami, jej „wioską”, która pomagała jej go wychowywać, tak, jak zwyczajowo działo się to na ich rodzinnej wyspie Samoa.
Temat rodziny wybijał się na pierwsze miejsce, dopiero gdy potrzebowali pomocy medycznej. Wtedy zdobywali na moment całą jej uwagę, uruchamiała wszystkie znajomości, by uzyskali jak najlepszą pomoc. Dlatego z jednej strony rozumiałam jej decyzję o porzuceniu tej ścieżki kariery, z drugiej, zaskoczyło mnie to, że chciała odrzucić coś, na co bardzo ciężko pracowała wiele lat. I w końcu to zdobyła. Choć nie oznaczało to końca jej starań. Nie mogła odpuścić, kiedy jej pacjenci powierzali w jej ręce coś najcenniejszego – swoje życie.
Błędy w pracy są nieuchronne, ale co innego przedstawić zły wynik zarządowi, a co innego wybrać złą metodę leczenia i doprowadzić do śmierci pacjenta. Na barkach chirurgów spoczywa niewyobrażalna odpowiedzialność, a jakby tego było mało, często działają pod presją czasu, nie mając wiele czasu na zastanowienie się nad kolejnych ruchem. Niektóre błędy doprowadzają do zeznań przed komisją, inne nie, jednak każde są wielokrotnie analizowane, zostają w głowie, a myśli zaprzątają pytania „co zrobiłam źle?”.
Kolejnym ważnym aspektem, który autorka poruszyła przy okazji historii o swoich pacjentach, było to, jak jej płeć wpływała na postrzeganie jej. Jak często pacjenci zwracali się do jej stażysty, tylko dlatego, że był jedynym mężczyzną w gronie lekarzy przy łóżku. Jak mówili do niej „siostro”. Jak bardzo piętnowane były błędy popełnione przez kobiety, a jak lekko traktowane te popełnione przez mężczyzn. Podawała przy tym wiele statystyk pochodzących z opublikowanych badań.
„Na dyżurze” to bardzo interesująca historia opowiadająca o karierze autorki, pacjentach i przypadkach które zapadły jej w pamięć. Na pewno nie jest to książka dla hipochondryków. Czytając niektóre opisy pacjentów i ich chorób (zresztą napisane prostym językiem), od razu zaczynało mnie wszystko boleć i zaczynałam się martwić o swoje zdrowie. Co nigdy nie zdarzyło mi się podczas oglądania seriali medycznych.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Filia.

Ineke Meredith „Na dyżurze”
Tytuł oryginalny: On Call
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Wydawnictwo Filia
Data premiery: 02.10.2024
Liczba stron: 336
ocena: 7/10