Fińska dzielnica w małym miasteczku – to miejsce, do którego wraca Sława, kiedy dorosłe życie zbyt mocno da jej w kość. Choć trochę boi się pytań babci o przyczynę nagłego powrotu, to nie ma już innego wyjścia. Ale babcia okazuje się bardziej wyrozumiała, niż ciekawska, Sława znajduje szybko pracę u przyjaciela z dzieciństwa i wszystko jakby zaczyna się układać. Gdyby nie to, że rzeczy, które brała za pewniak, okazały się ułudą. A kiwi-podobne drapieżne zwierzątka nie zaczęły urządzać sobie polowań na nią i jej znajomych. W tym przypadku Sława chyba nie powinna się tak bardzo dziwić, że zaczął do niej mówić chodnik?!
Choć ostatnio zachwycałam się komediami kryminalnymi Marty Kisiel i bardzo polecam “Dywan z wkładką” oraz kolejne części przygód o Teresce, to pamiętam jeszcze, jak kilka lat temu dobrze bawiłam się przy jej powieściach fantastycznych (hmm, czy tu gdzieś jest może recenzja “Nomen Omen”? Jest! Sprzed 10 lat, może strach czytać 😮 ). I taka właśnie jest “Mała draka w fińskiej dzielnicy” – to fantastyka osadzona w realiach małego miasteczka, w którym prawie nic się nie dzieje. Jego nielicznymi atrakcjami jest kopiec oraz fińska dzielnica – miejsce, gdzie po wojnie postawiono prefabrykowane domki prosto z Finlandii.
Ale pomijając wątek fantastyczny, to przyjemna opowieść, o miejscu, które dodaje sił, do którego zawsze można wrócić po porażce. O rodzinie i przyjaciołach, którzy wzajemnie dają sobie wsparcie. Sława miała szczęście, spotkała tu swoich przyjaciół z dzieciństwa – Kristal i Bambiego, a ich relacjom nie zaszkodził czas, który upłynął bez kontaktu. To taka ciepła, otulająca historia, babcie oraz (a czasami kontra) wnuki, dużo jedzenia, plotek i gwaru. I jedna spora tajemnica.
Jeśli zaś mowa o pozostałych wrażeniach, to po pierwsze podobał mi się miejscami absurdalny, miejscami mocno autoironiczny humor książki. Narracja w wykonaniu głównej bohaterki odmalowywała jej obraz – pechowej dziewczyny, która nie potrafi w dorosłość i musi wracać do rodzinnego domu. Co ciekawe, przyjaciele widzieli ją zupełnie inaczej. Jeśli chodzi o fantastyczną warstwę książki, to panowało tu pomieszanie z poplątaniem, miejscami budujące napięcie, jednak zawsze rozładowywane kolejną dawką humoru (choć bohaterom nie zawsze było do śmiechu).
“Mała draka w fińskiej dzielnicy” to książka, do której trzeba podejść na luzie i dać się porwać historii i stylowi autorki. Mnie się podobało!
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Mięta.
Marta Kisiel „Mała draka w fińskiej dzielnicy”
Wydawnictwo Mięta
Data premiery: 22.05.2024
Liczba stron: 368
ocena: 7/10