Hania poznała Johanna von Richter w Gdańsku pod koniec sierpnia 1938 roku, gdzie dziewczyna spędzała wakacje jako dama do towarzystwa niemieckiej hrabiny, babci Johanna. Między nimi zaiskrzyło, ale oboje zaręczeni, woleli zapomnieć o tym zauroczeniu. Jednak stara hrabina starała się jak mogła, by ich drogi się jeszcze skrzyżowały, a uczucie miało szansę rozkwitnąć.
Ale czasy na miłość między Polką a Niemcem były niesprzyjające. W Niemczech robiło się coraz bardziej gorąco, Hitler podkręcał atmosferę napięcia kreując Niemców na naród wybrany, jednocześnie coraz bardziej szkalując Żydów, a potem także Polaków… Przed Hanią trudne wybory, między miłością do mężczyzny, a rodziną, ojczyzną, przyjaciółmi.
Bardzo współczułam bohaterom, podziwiałam ich odwagę i siłę, by walczyć o prawo do miłości, o siebie nawzajem. Sama na ich miejscu w tak wielu momentach bym się poddała lub stchórzyła. A oni walczyli. Walczyli o siebie, o swoją miłość i o swoją ojczyznę, co niestety wzajemnie się wykluczało. Ich miłość miała niewielu sojuszników. Hania i Johann byli jak wojenna wersja Romea i Julii, kochanków z dwóch narodów, które nie mają prawa darzyć się czym innym niż nienawiścią.
Obydwoje przeszli ogromną metamorfozę, od momentu kiedy się poznali, jako niewinni ludzie, wierzący, że miłość wystarczy, by być szczęśliwym. Hania przestała być dobrze wychowaną panienką, stała się kobietą pewną siebie, a przede wszystkim bardzo odważną. Autorka wielokrotnie podkreślała negatywny stosunek Johanna do hitlerowskich idei, by pozwolić mu być pozytywnym bohaterem tej powieści. Bo nie oszukujmy się, Niemiec w czasie wojny był wrogiem, niezależnie od tego, jakim był człowiekiem. Zaś Polka prowadzająca się z Niemcem szybko dostawała łatkę kolaborantki. Nikt nie zastanawiał się nad uczuciami. W tych strasznych czasach ludzie ocenami byli za to, jakiej są narodowości, dzieleni według tego kryterium na lepszych i gorszych. To straszne, do czego doprowadziła nietolerancja. I to straszne, że nadal ludzie są prześladowani za to, kim są.
Książkę od samego początku czytało się bardzo dobrze i szybko. Mimo, że akcja rozgrywa się kilkadziesiąt lat temu, to autorka sprawnie nakreśliła rys historyczny. Nie rozwlekała go w osobnym wątku, pozwalając, by to opowieść o Hani i Johannie wypełniała strony, ale jednocześnie przedstawiając czytelnikom rzeczywistość, która otaczała bohaterów. Większość wydarzeń opisanych w książce była fikcją, ale autorka odnosiła się także do prawdziwych zdarzeń.
Po entuzjastycznych opiniach na temat tej książki spodziewałam się po niej ogromnych emocji, a nawet łez. Tak się nie stało (ale może to jeszcze kwestia hormonów, bo ostatnio nawet nie płakałam na filmie „Zanim się pojawiłeś”, za to czytając thriller o porwaniu dziecka mam łzy w oczach). Historia Hani i Johanna była poruszająca, bardzo ciekawa i na pewno niezapomniana, jednak zabrakło mi chemii między mną a tą powieścią, czegoś przez co nawet po odliczeniu książki myślałabym o niej. „Narzeczona nazisty” to debiut, na który warto zwrócić uwagę.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Filia.
Barbara Wysoczańska „Narzeczona nazisty”
Wydawnictwo Filia
Data premiery: 30.06.2021
Liczba stron: 584
ocena: 8/10