Chciałam napisać, że bardzo rzadko sięgam po komiksy, czy też powieści graficzne, ale bliżej prawdy jest to, że w ogóle ich już nie czytam (choć w dzieciństwie uwielbiałam te z Kaczora Donalda, ale to chyba się nie liczy?), jednak czasem lubię zmienić gatunek, sięgnąć po coś nowego i w ten sposób trafiły do mnie „Ciemności Smalandii”. Nie spodziewałam się tylko takiego gabarytu, co w połączeniu z pierwszymi scenami nieco mnie zniechęciło i ciągle odkładałam lekturę w czasie.
Tę trudną dla mnie recenzję zacznę od tego, co sprawdziłam na Wikipedii, czyli czym jest Smalandia. To jeden z tradycyjnych regionów Szwecji, obejmujący pięć regionów administracyjnych. I jeszcze ciekawostka – to właśnie stamtąd pochodzi Astrid Lindgren. Ale „Ciemności Smalandii” niewiele mają wspólnego z zabawną twórczością autorki (a przynajmniej ja znam ją tylko od takiej strony). To dość przygnębiająca historia Erika.
Erik jako dziecko był świadkiem żenujących kłótni swoich rodziców – wiecznie wściekłej matki i pijanego ojca. Miał oparcie w dziadku, książkach i komiksach, które pokochał tak, że postanowił sam je tworzyć. Jego fanziny (tu znów się posłużę Wikipedią, bo zupełnie nie jestem w temacie: Fanzine to nieprofesjonalna i nieoficjalna publikacja stworzona przez entuzjastów określonego zjawiska kulturowego dla przyjemności innych, którzy podzielają ich zainteresowania) z autobiograficznymi wątkami odważnie przedstawiały to, co działo się aktualnie w jego życiu – przyjaźnie, odkrywanie własnej seksualności, zainteresowanie polityką.
Nie zostałam fanką kreski autora, a sama historia, nawet zapisana w formie powieści, byłaby zapewne równie trudna dla mnie w odbiorze. Tym bardziej, że główny bohater, jego sposób myślenia i postępowanie nie wzbudzały mojej sympatii. I o ile jeszcze byłam w stanie zaakceptować (ale nie pochwalać) to, że ma dość radykalne poglądy polityczne, tak takie zwykłe społeczne zachowanie często wychodziło poza ramy tego, co dla mnie jest normą. Zdarzało się jednak, że czułam do niego współczucie, bo często miał pecha, nie układało mu się w życiu i stawał się ofiarą. Jednak większość błędów wynikała z podejmowanych przez niego decyzji i tu nie potrafiłam być dla niego pobłażliwa, mimo tego, że jego dzieciństwo i młodość nie należały do najłatwiejszych, zwłaszcza w takim małym miasteczku, gdzie każde odstępstwo od normy mogło być piętnowane.
Całość komiksu dawała dość przygnębiające odczucia, to opowieść o dojrzewaniu, miłości, przyjaźni, próbach poszukiwania swojego miejsca w życiu. Czarno-białe obrazki emanowały często przemocą i wulgarnością, nie brakowało scen erotycznych. „Ciemności Smalandii” to zdecydowanie książka dla dojrzałego czytelnika. Mnie się nie podobała, ale ciekawa jestem, jak odebraliby ją fani gatunku.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Centrala.
Henrik Bromander „Ciemności Smalandii”
Tytuł oryginalny: Smålands mörker
Tłumaczenie: Katarzyna Syty
Wydawnictwo Centrala
Data premiery: 17.07.2020
Liczba stron: 628
ocena: -/10