„Ja, ocalona” to czwarta część serii diabelsko-anielskiej, w której zakochałam się jakieś sześć lat temu i którą z przyjemnością sobie teraz odświeżyłam. Jeśli nie znacie wcześniejszych części przygód Wiktorii Biankowskiej, to koniecznie zacznijcie od książki „Ja, diablica” i tak jak ja dajcie się porwać historii Wiktorii i przystojnych diabłów. Ale na końcu tej recenzji znajdziecie opinię Ewy, która powie Wam, jak jej się czytało „Ja, ocalona” bez znajomości poprzednich części.
Od ucieczki z Tartaru minęło dziesięć lat. Związek Wiktorii i Beletha nie przetrwał. Niedoszła anielica dostała od Gabriela nowe zadanie – ma pomóc w szkoleniu przyszłych anielic, przeprowadzonym w formie castingu i emitowanym w anielskiej telewizji jako „Top Angel”. Jej kolejne zadanie to nadzór nad Azazelem, który po dziesięciu latach opuszczał anielskie więzienie. A to zapowiadało kłopoty, bo Azazel zawsze miał pomysły, które groziły katastrofą. Czy Wiktorii uda się powstrzymać Apokalipsę?
Świetnie było wrócić do dawnych ukochanych bohaterów, chociaż ich rzeczywistość nie prezentowała się tak, jak sobie wyobrażałam. No bo jak Wiktoria mogła rozstać się z Belethem, swoją wielką miłością, który co prawda wiele razy doprowadził do jej śmierci, ale też był gotów dla niej poświęcić wszystko. Nie, tego nie mogłam zaakceptować. Ale na kartach tej powieści poznałam już nieco inną Wiktorię, bardziej dojrzałą i stopniowo coraz bardziej rozumiałam jej decyzje, choć nie przestawałam liczyć, że doczekam się happy endu na moich warunkach.
To powieść fantastyczna, pełna diabłów, aniołów i wielu innych stworzeń biblijnych, bardzo często przerażających. Niebo i piekło wykreowane przez Katarzynę Berenikę Miszczuk to interesujące miejsca, z jednej strony nieco odbiegające od tego, czego uczy nas religia, z drugiej pełne zabawnych stereotypów. Zresztą poczucie humoru autorki to jedna z ogromnych zalet jej książek. Jak zwykle trafiała w mój gust, a ironia Wiktorii dodawała tylko smaczku.
Przy książce nie dało się nudzić, wszystkie wątki były interesujące, choć niektóre irytowały, a niektóre śledziłam ze zdwojoną uwagą (wiecie, te skomplikowane relacje byłych kochanków). Jak zwykle autorka nie szczędziła bohaterom przygód i niebezpieczeństw.
Książki autorki to mój pewniak na każdy nastrój i każdą porę roku, dlatego zawsze będę je Wam polecać (znacie już serię „Kwiat paproci”?). Mają jedną wadę – kończą się zbyt szybko. Czytając całą serię bezpośrednio po sobie, zauważyłam różnicę między pierwszymi częściami a najnowszą książką, mijający czas zmienił zarówno autorkę, jak i bohaterkę oraz czytelników, więc ta nowa, starsza Wiktoria, bardziej pewna siebie i zdecydowana, spodobała mi się bardziej, niż jej młodsza wersja. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że to nie koniec serii, bo między bohaterami pozostało kilka nierozwiązanych wątków.
Opinia Ewy:
Moje pierwsze spotkanie z Wiktorią, potępioną duszą, rozpoczęłam od „Ja, ocalona”, czyli czwartej serii cyklu powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zaczęłam czytać i pomyślałam sobie, że to zdecydowanie nie moja bajka. Co ja właściwie czytam i o czym? Jakieś diabły, anielice i inne dziwne stwory. Stwierdziłam no trudno, podjęłam się, to doczytam do końca. Nie żałuję, bo historia naprawdę mnie wciągnęła. Z każdą kolejną stroną akcja rozwijała się coraz bardziej i byłam ciekawa, co się wydarzy za chwilę. Żałowałam, że nie znam wcześniejszych losów bohaterów. Nie tylko główne postacie mnie zaciekawiły, ale również zaintrygował mnie styl autorki, który zdecydowanie przypadł mi do gustu.
Książkę przeczytałam jednym tchem i to z wielką przyjemnością. Gorącą ją polecam wszystkim, którzy znają poprzednie perypetie bohaterów oraz tym, którzy podobnie jak ja spotkali się z nimi po raz pierwszy. Przeczytajcie, bo naprawdę warto – powieść jest nie szablonowa, a ja w wolnej chwili na pewno sięgnę po wcześniejsze pozycje serii.
Za możliwość przeczytania książki dziękujemy wydawnictwu W.A.B.
Katarzyna Berenika Miszczuk „Ja, ocalona”
Seria: Wiktoria Biankowska, tom 4
Wydawnictwo W.A.B.
Data premiery : 28.10.2020
Liczba stron: 416
ocena: 9/10