Lata 50. to nienajlepszy okres dla ciemnoskórych obywateli Stanów Zjednoczonych Ameryki. Segregacja rasowa i wszechobecny rasizm sprawiają, że życie w tym kraju nie jest łatwe. Mat Duff postanowił wykorzystać ten temat w swojej książce „Kraina Lovercrafta”. Połączył go również z elementami fantastyki i horroru. Mieszanka dosyć ciekawa i zapowiadająca dobrą i oryginalną książkę. Ale czy na pewno…
„Kraina Lovercrafta” to nie jest spójna opowieść o przygodach jednego bohatera, czego się spodziewałam, czytając jej opis, a zbiór kilku opowiadań, które pozornie są ze sobą niepowiązane. Jednak kiedy zagłębiamy się w każde z nich, zaczynamy dostrzegać ich wspólny mianownik i łączyć je w spójną całość. Bazą całej książki jest pierwsze z nich, tytułowa „Kraina Lovercrafta”, którego głównym bohaterem jest młody, ciemnoskóry, były żołnierz, Atticus Turner. Kiedy dostaje tajemniczy list od swojego ojca, postanawia wyruszyć jego śladem i go odnaleźć. W całej wyprawie towarzyszą mu jego wuj George oraz przyjaciółka z przeszłości, Letycja. W drodze do rezydencji tajemniczego pana Braitwhitea, muszą się zmierzyć nie tylko z wszechobecną segregacją rasową i nienawiścią ze strony białych, ale również siłami nadprzyrodzonymi.
Muszę przyznać, że nie specjalnie wciągnęło mnie to opowiadanie, bo fabuła była mało oryginalna. Tajemniczy zakon, rytuały przywoływania nadprzyrodzonych mocy i nic co, by ją wyróżniało na tle innych książek o tej tematyce…
Każde kolejne opowiadanie tego zbioru, przedstawia nam historię innego bohatera, który w jakiś sposób jest powiązany z Atticusem lub jego rodziną. I jak to zwykle bywa z opowiadaniami jedne są lepsze, a inne gorsze. Jak dla mnie najsłabiej wypadło to o Hipolicie, ciotce Atticusa, która podróżowała między innymi planetami. Miałam wrażenie, że nic się tam nie działo, dlatego bardzo mi się dłużyło. Najciekawsza natomiast wydała mi się historia z Ruby, siostrą Letycji, która zawarła tajemniczą umowę z Brightwhitem, za sprawą której prowadziła podwójne życie. Bardzo udanym zabiegiem, moim zdaniem, było połączenie wszystkich wątków i postaci w ostatnim opowiadaniu, co nadało spójny obraz całej książce.
Powiem szczerze, że do przeczytania „Krainy Lovercrafta” skłoniły mnie zwiastuny serialu, jaki powstał w HBO na jej podstawie, (który moim zdaniem wypada bardzo słabo na tle książki) i po zakończeniu lektury, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony wątek segregacji rasowej przedstawiony bardzo ciekawie i dosadnie, z drugiej natomiast, elementów fantastyki i horroru było zdecydowanie za mało. I chociaż nie czytałam do tej pory nic z twórczości zarówno Mata Ruffa, jak i H.P. Lovercrafta, to po przeczytaniu kilku informacji o nich spodziewałam się czegoś więcej od tej książki.
Chociaż „Kraina Lovercrafta” nie trafiła na moja top listę, uważam że jest dosyć ciekawa i warto ją przeczytać.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu W.A.B.
Kot Borys Czyta
Mat Ruff „Kraina Lovercrafta”
Tytuł oryginalny: Lovercraft Country
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Wydawnictwo W.A.B.
Data premiery : 02.09.2020
Liczba stron: 480
ocena: 6/10