Stefania Podgórska parę lat mieszkała i pracowała w Przemyślu u żydowskiej rodziny Diamantów, którzy stali się dla niej jak rodzina. Kiedy wybuchła wojna, miała kilkanaście lat, nie potrafiła pogodzić się z tym, że ze względu na narodowość byli coraz gorzej traktowani. Gdy zostali zesłani do getta, przemycała dla nich jedzenie, codziennie trudząc się, by je zdobyć. A kiedy likwidowano getto i do jej drzwi zapukał Max, jeden z synów, nie wahała się czy mu pomóc. I tak rozpoczęły się najbardziej ryzykowne miesiące w jej życiu.
Razem z młodszą siostrą Heleną, Stefania Podgórska oprócz Maksa chroniła jeszcze dwanaścioro Żydów.
Nie wiem, jak ocenić początkową postawę Fusi. Miała kilkanaście lat, mogła nie zdawać sobie sprawy z tego, jak realne jest niebezpieczeństwo, może dlatego tyle razy ryzykowała. I wiele razy cudem uniknęła śmierci. Jednak w końcu zdobyła już świadomość tego, co ją czeka, jeśli będzie pomagać Żydom. I nadal to czyniła. Trudniej zrobiło się, kiedy pod jej opiekę trafiła młodsza siostra Helena, Fusia czuła za nią odpowiedzialność, ale czuła się odpowiedzialna również za rodzinę Diamantów, których nie mogła zawieść w coraz gorszych czasach.
Nie słyszałam wcześniej o Stefanii Podgórskiej, dlatego nie wiedziałam, jak ta historia może się potoczyć, jednak liczyłam na chociaż częściowo pozytywne zakończenie. Jednak Fusia miała niewiarygodne wprost szczęście, wiele razu bardzo blisko ocierała się o śmierć, łutem szczęścia udawało się jej przeżyć w sytuacjach, w których wiele innych ludzi zostało zabitych. Czasem mogła liczyć na życzliwość obcych, często jednak tę życzliwość musiała opłacić, przez co jeszcze bardziej się bała. Nauczyła się kłamać i odgrywać role. Wszystko, by przeżyć, bo wiedziała, że jej śmierć poniesie za sobą śmierć ludzi, których utrzymywała przy życiu.
Cichą bohaterką była Helena, młodsza siostra Fusi. Wielokrotnie ryzykowała, by pomóc w przedsięwzięciach starszej siostry. Zresztą każdy dzień w domu z trzynaściorgiem Żydów na strychu był ogromnym ryzykiem!
Podejrzewałam, że „Światło ukryte w mroku” może mi się czytać dość topornie, ze względu na tematykę, jednak Sharon Cameron potrafiła dobrze ubrać w słowa nawet najtrudniejsze chwile, a książka szybko mnie wciągnęła. Autorce udało się odzwierciedlić strach, który towarzyszył dziewczynom na co dzień, głód, ciężką pracę. Ten ciągły lęk, że ich sekret zostanie odkryty. Ale też krótkie chwile szczęścia.
To historia oparta na prawdziwych wydarzeniach, częściowo na pamiętnikach Fusi i to jest w niej najbardziej niesamowite. Że młoda dziewczyna wykazała się taką godną podziwu odwagą i nie poddała się, gdy sytuacja robiła się coraz trudniejsza. Na końcu książki znajdują się zdjęcia i wyjaśnienia autorki, skąd u niej fascynacja Stefanią Podgórską, opisała w jaki sposób zbierała materiały do książki, angażując w to syna bohaterki, podróżując z nim po Polsce.
Bardzo się cieszę, że jest coraz więcej historii wojennych opartych na faktach, dzięki którym możemy podziwiać męstwo czasem bezimiennych bohaterów. To, czego dokonała Stefania Podgórska było ogromnym wyczynem, okruchem ludzkości w tych nieludzkich wojennych czasach. „Światło ukryte w mroku” to książka, którą naprawdę warto przeczytać, cieszę się, że ta historia została uwieczniona na kartach powieści i nie odejdzie już w zapomnienie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Sharon Cameron „Światło ukryte w mroku”
Tytuł oryginalny: The Light in Hidden Places
Tłumaczenie: Urszula Gardner
Wydawnictwo Kobiece
Data premiery: 25.03.2020
Liczba stron: 476
ocena: 9/10