Dawno nie czytałam takiej książki. Zwykle sięgam po kryminały czy powieści obyczajowe, mniej lub bardziej przewidywalne. Odkąd mam mniej czasu na czytanie, coraz rzadziej sięgam po autorów, których nie znam. A mimo to „Chłopiec pochłania wszechświat” od razu mnie skusił. Tutaj nie wiedziałam zupełnie, czego się spodziewać. Abstrakcyjny tytuł. Abstrakcyjna okładka. Abstrakcyjne zdanie rozpoczynające książkę: „Martwa chwostka szafirowa zapowiada twój koniec”. I główny bohater wychowujący się w zupełnie nie obrazkowej rodzinie.
Eli Bell ma dwanaście lat i mieszka z bratem, matką i jej partnerem na przedmieściach Queensland w Australii. Jego brat, rok straszy, kilka lat temu postanowił przestać mówić i od tej pory pisze palcem w powietrzu bardziej lub mniej zrozumiałe komunikaty. Jego matka zakochała się w ćpunie, przez którego sama zaczęła brać. Teraz wyszli z nałogu, lecz jej partner jest dilerem. Najlepszym przyjacielem Elego jest Slim – skazany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym najsłynniejszy uciekinier z więzienia. Eli – chłopiec, który zadaje za dużo pytań. Chłopiec, który poszukuje w ludziach dobra. Chłopiec, który chce być kiedyś dziennikarzem kryminalnym.
„Jestem dobrym człowiekiem – mówi. – Ale złym też. Jak wszyscy ludzie, mały. Każdy ma w sobie coś dobrego i coś złego. Najtrudniej jest nauczyć się, jak być dobrym przez cały czas, i nie być złym ani przez chwilę. Niektórym się udaje. Większości nie.” (str 157)
Eli jest narratorem. To wrażliwy i uważny obserwator, który potrafi dostrzec zarówno sedno zdarzeń, jak ich tło. Mimo zła, które go dotyka, nadal naiwnie wierzy w dobro. Opowiadając, często używa porównań, rozbudowuje opisy, roztaczając przed czytelnikiem obraz tego, co czym mówi, zwracając uwagę na szczegóły. Historia nie jest opisana ciągiem, kolejne rozdziały pomijają pewne okresy czasu. Mija parę lat, zmienia się zarówno główny bohater, jak i życie jego bliskich. Jednak są pewne wydarzenia z przeszłości, które nadal nie pozwalają mu o sobie zapomnieć. Jest jego historia, która domaga się opowiedzenia. Jednak to wymaga ogromnej odwagi i obudzenia społeczeństwa, które woli nie wiedzieć o brudzie kryjącym się tuż pod powierzchnią ich miasta.
Choć akcja dzieje się w latach 80. w Australii, znalazł się tu polski akcent – uciekający w czasie i po drugiej wojnie światowej polscy emigranci, którzy zasiedlają biedniejsze osiedla, asymilując się z inną ludnością napływową zamieszkującą ten odległy kraj. Australia nie okazała się rajem dla wszystkich, autor unaocznił biedę, przemoc, narkotyki. A w tym wszystkim był Eli, chłopiec, który umiał znaleźć dobro, ale chciał zrozumieć zło.
„- Pewnego dnia będę pisał o tym do Courier-Mail.
– Interesujesz się przestępstwami?
– Nie tyle przestępstwami, ile ludźmi, którzy popełniają przestępstwa.
– Co cię w nich interesuje?
– Ciekawi mnie, jak znaleźli się w tym miejscu, w którym teraz są. Ciekawi mnie moment, w którym wybrali zło zamiast dobra.” (str 233)
Trent Dalton potrafił w pięknym stylu doprowadzić historię do końca, serwując satysfakcjonujące zakończenie spinające wiele wątków i nie rażące naiwnością. Chociaż większą część książki czytało się lekko, mimo czasem trudnych i smutnych wydarzeń, ostatnie rozdziały trzymały w napięciu, nadając książce lekko sensacyjny charakter. Nie dziwię się, że „Chłopiec pochłania wszechświat” został wielokrotnie nagradzany za granicą. Bardzo się cieszę, że wyłamałam się z mojego konwenansu gatunkowego i sięgnęłam po coś zupełnie nieznanego – było inaczej, było warto. To mądra i ucząca uważności historia.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Harper Collins.
Trent Dalton „Chłopiec pochłania wszechświat”
Tytuł oryginalny: Boy Swallows Universe
Tłumaczenie: Dorota Stadnik
Wydawnictwo Harper Collins
Data premiery: 19.02.2020
Liczba stron: 480
ocena: 8/10 (rewelacyjna)