Kiedyś była pomocą domową w Szwecji, potem modelką w Paryżu. Uciekła do Ameryki w pogoni za szczęściem i obawą przed wojną, by potem marzyć o powrocie do pogrążonej w wojennym chaosie Europy.
Dziś Doris ma dziewięćdziesiąt sześć lat i na świecie pozostała jej tylko jedna bliska osoba – Jenny, wnuczka siostry.
Staruszka wraca wspomnieniami do wydarzeń z przeszłości. Przypomina sobie ważnych dla niej ludzi zapisanych w jej czerwonym notesie.
Czasem przeglądam swój czerwony notes. Jest jak mapa całego mojego życia. Przepiszę go specjalnie dla ciebie. Żebyś ty, jako jedyna, która o mnie pamięta, poznała również moje życie. To będzie mój testament. Powierzę ci swoje wspomnienia. To najcenniejsze, co mam.*
Starość czasem wydaje się przerażająca. Gdy większość znajomych i bliskich nie żyje. Gdy człowiek powoli staje się niewolnikiem we własnym ciele. Gdy bezradność miesza się z bólem i samotnością. Bez cotygodniowych rozmów przez ocean, bez możliwości choć wirtualnego uczestnictwa w urywkach rodzinnego życia Jenny, Doris już dawno nie miałaby przyjemnych tematów do rozmyślań. Kobieta trwała w zawieszeniu niewiele dbając już o siebie, chętniej przejmowała się wydarzeniami z życia Jenny. I wspomnieniami, które przywoływał czerwony notes, otrzymany tak dawno temu i towarzyszący jej przez całe życie.
Akcja książki przenosi czytelnika w czasie. Poznaje starą Doris i wraz z nią cofa się do wspomnień z przeszłości. Do wydarzeń powiązanych z konkretnymi osobami – do ojca, który dał jej notes, do madame u której służyła. Do osób, które wspomina miło i których nienawidziła. Dziś pomarszczona staruszka, kiedyś była piękną modelką, ale los jej nie oszczędzał, nigdy długo nie pozwalając cieszyć się uzyskanym szczęściem. Sama też popełniła kilka znaczących błędów. Zawsze jednak zachwycała nieustępliwością i wytrwałością w dążeniu do celu, zdolnością adaptacji do często trudnych warunków. Upływ lat niewiele zmienił w tej kwestii.
„Czerwony notes” wprawia w nostalgiczny nastrój i wzbudza empatię. Zresztą to nie mogła być wesoła opowieść, skoro przy większości nazwisk pojawiających się w czerwonym notesie, dopisano słowa „zmarła”, „zmarły” często skropione łzami. Nawet nie próbowałam walczyć ze wzruszeniem, historia Doris szybko złapała mnie za serce i mocno trzymała do ostatnich stron. Może to dzięki temu, że opowiadała ją samotna schorowana staruszka, wymagająca opieki obcych ludzi. To dlatego nawet radosne chwile tej historii były zaprawiane nutką melancholii, bo wiedziałam jaki musi być finał tej opowieści. Nie sposób było nie współczuć Doris, wiedząc że jej jedyni bliscy są oddaleni o tysiące kilometrów – nawet najlepsze łącze internetowe nie potrafi przekazać ciepła dłoni czy przyjaznego uścisku.
Początek września, zbliżający się początek jesieni sprzyjają refleksjom. „Czerwony notes” też zachęca do przemyśleń, często tych nieco smutniejszych, o przemijaniu, nieuchronności śmierci. O tym, co po sobie pozostawimy i o tych, którzy wtedy przy nas będą. Mimo tej przygnębiającej tematyki, powieść czytało się lekko i szybko. Wątek miłosny, może nieco wyidealizowany, wzruszał i świetnie dopełniał tę historię. Idealna na jesień!
*cytat ze strony 13
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Sofia Lundberg „Czerwony notes”
Tytuł oryginału: Den röda adressboken
Wydawnictwo W.A.B.
Data premiery: 05.09.2018
Liczba stron: 336
ocena: 8/10 (rewelacyjna)