Przy książkach Jodi Picoult nie da się nudzić. Zawsze wybiera taki temat powieści, wobec którego nie można przejść obojętnie, bez ustalenia własnego zdania. Szybko wyrobiłam sobie opinię, komu przyznałabym prawo do skorzystania z zarodków.
Akcja znów toczy się przed sądem. Z jednej strony jest małżeństwo dwóch kobiet, które nie jest zalegalizowane w stanie, w którym mieszkają. Z drugiej strony Max, alkoholik, świeżo nawrócony, niezgadzający się na profanację istoty małżeństwa, pragnący przekazać zarodki parze idealnej – bratu i bratowej, u których mieszka po rozwodzie. Nauka kościoła ściera się z prawem do wolności poglądów, tak ważnym w Stanach Zjednoczonych. Padają nieustanne pytania, kto zapewni dzieciom lepszą opiekę, kto pokaże lepszy model rodziny, jakie wartości ukształtują jego charakter.
Przy czytaniu powieści „Tam gdzie ty” łatwo o wzruszenie. Poza salą sądową możemy bliżej poznać Zoe, Maxa i Venessę, gdyż to oni na zmianę są narratorami kolejnych rozdziałów. Delikatna Zoe, próbująca muzyką pomóc ludziom zamkniętym w sobie, cierpiącym czy umierającym. Max walczy z kuszącym nałogiem i jeszcze bardziej kuszącą nadzieją na zakazaną miłość, szukający pocieszenia tam, gdzie wybaczają mu przewinienia. I Venessa, z pozoru pewna siebie kobieta o ustalonych poglądach, w głębi duszy bojąca się odrzucenia i samotności. Bohaterowie książki Picoult nie są jednowymiarowi, zawsze możemy im się przyjrzeć z każdej strony i zdecydować kogo obdarzymy sympatią, a kogo nie chcielibyśmy spotkać na naszej drodze.
Nadal jestem ciekawa, jak inaczej mogłaby się potoczyć rozprawa, jaką wtedy decyzję podjąłby sąd (bo tym razem decydował sam sąd, bez ławy przysięgłych). Mnie pozostają rozmyślania, a Wam życzę miłej lektury, gdy sięgniecie po tę książkę.
Książka bierze udział w wyzwaniach:
– Czytam Opasłe Tomiska