Książka w praktyce #1 – Joanna Chmielewska „Dwie głowy i jedna noga”

Joanna jedzie spotkać się z miłością swojego życia. Los nie pozwolił im być razem, kiedy się spotykali w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, zawsze któreś z nich było w związku. Dlatego bohaterka jest podekscytowana, co jednak nie hamuje jej roztargnienia, przez które wybiera inną drogę, niż planowała. Trafia na wypadek, koło niej czołgała się kobieta, która przedstawiła się i kazała jej uciekać. Po drodze przegląda korespondencję i znajduje list do siebie, od Heleny, w którym ostrzega ją, że ktoś może chcieć ją zabić, za informacje, które posiada, a o których nie wie. Kiedy wreszcie dociera do Paryża ma dylemat, spotykać się z mężczyzną swojego życia, czy zająć głowami. A chwilowo ma dwie. Jedną swoją, której ucierpiała fryzura w czasie podróży, drugą (odciętą) kobiety w wypadku, którą ktoś podrzucił jej do bagażnika. Jakby tego było mało, ktoś zranił Joannę w nogę, dlatego zamiast jechać na wybrzeże Francji na wakacje, postanowiła wrócić do domu. I zastanowić się jakie informacje przypadkowo posiada i komu mogłaby zaszkodzić…

 

 

Zabawnych książek Joanny Chmielewskiej chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Za to zaprezentuję Wam pewien fragment, który zmotywował mnie do zrobienia rzeczy, którą ciągle odkładałam na później. I nie chodzi mi o rozwiązanie zagadki kryminalnej, to odkładam na jeszcze później 😉

„Pogawędka o łysinach na bazie Miziutka wprawiła mnie w stan upojenia i rosnącą euforię, Ewa robiła wrażenie, jakby też ją to zachwyciło. Najwyraźniej w świecie Miziutek u wszystkich budził duże uczucia.
– A najpiękniejsze włosy należą zazwyczaj do najgłupszych kobiet – dołożyłam. – Oczywiście też dopuszczam wyjątki.
– Popieram twoje zdanie – potwierdziła Ewa. – Oni chyba mieli zdrowe poglądy, ci nasi przodkowie. Długie włosy, krótki rozum.
– Coś w tym jest, kierowali się zapewne doświadczeniem…? Dziwne tylko, że dłuższy rozum nie wskazywał i nie wskazuje rycyny.
– Co masz na myśli? – spytała Ewa nieufnie. – Nie wyrażając się, sraczka ma wpływ na włosy?
Zdziwiłam się ogromnie i zgorszyłam przeraźliwie.
– Jak to? Nie wiesz? Ty?! Myślałam, ze kto jak kto, ale ty rozeznanie powinnaś posiadać! Przecież jedyny na świecie produkt, który naprawdę działa pozytywnie na włosy, to rycyna!
– Do wewnątrz…?
– Oszalałaś?! Na wierzch!
– Na głowę…?
– No przecież nie na tyłek! I kolana tym sobie smarować nie będziesz! Na głowę, pomiędzy włosami! Skutkuje! Końska trochę kuracja i uciążliwa, ale za to jakie rezultaty! (…) Poświęcać jej należy jedyne trzy czwarte doby tygodniowo, mianowicie: przed myciem głowy nalewasz sobie trochę rycyny na spodeczek, spodeczek ustawiasz na filiżance z gorącą wodą, żeby rycyna była ciepła, bierzesz starą szczotkę do zębów…
– Mogę wziąć nową?
– Możesz. Rozdzielasz włoski co centymetr i w ten przedziałek wcierasz rycynę szczotką. Raz koło razu, cały łeb. Sama czujesz, jak ci się robi ciepło w głowę. Następnie okręcasz całość suchym ręcznikiem frotte, najlepiej wyjętym z brudów…
– A może być czysty?
– Może, ale go szkoda. I tak trzymasz najmarniej pięć godzin. Niechby nawet osiem, więcej idzie na straty. Następnie myjesz głowę normalnym szamponem, mocno ciepłą wodą, jedna przyjaciółka myła letnią i pyskowała, że jej się źle zmywa, jasne, letnią źle, musi być dobrze ciepła, nie ukrop, który ci zedrze skórę, ale porządnie ciepła. No dobrze, prawie gorąca, ale parzyć nie musi. Potem robisz, co ci się spodoba. I sama widzisz, pomyliłam się, wystarczy ćwierć doby, zasugerowałam się dawnymi czasami, kiedy nie było suszarek do włosów i osiem godzin z rycyną żądało drugich ośmiu na wysychanie. I tak co tydzień. Skutki pojawią się po trzech miesiącach, ale za to jakie…! Jeśli wytrzymasz przez rok, przez następne dwadzieścia lat budzisz okrzyki zachwytu i paroksyzmy zawiści.
Ewa słuchała z wielką uwagą, nie przerywając.
– Czegóż, do cholery, cała ludzkość tego nie stosuje?
– Z dwóch powodów, jak sądzę. Primo, spróbuj. Tydzień w tydzień kotłować się z tym smarowaniem, człowiek nie ma czasu, sił mu brakuje, tych ośmiu godzin nie ma z czego wydłubać i tak dalej. A secundo, może mniej ważne i tylko dla blondynek. Włosy do tego ciemnieją.”

Skorzystałam z tego sposobu i wreszcie naolejowałam włosy! Nałożyłam olej rycynowy, trzymałam całą noc, rano zmyłam szamponem dla dzieci z Rossmanna. Po pierwszym stosowaniu nie ma efektów specjalnych (chociaż może włosy mam gładsze i mniej się przetłuszczają). Cieszę się, że wreszcie przełamałam moją niechęć do zatłuszczania włosów. Więcej na temat olejowania i dobierania oleju do swoich włosów znajdziecie na blogu Anwen.

Korzystacie z porad czy przepisów zamieszczanych w książkach i stosowanych przez bohaterów? 

W kolejnej odsłonie Książki w praktyce wypróbuję dla Was drinka 😀