Czytaliście „Chustkę”- książkę lub bloga?
Myślałam, że „Zorkownia” będzie podobna: też oparta na blogu, też o raku i umieraniu. Okazała się jednak inna. „Chustka” to historia Joanny, jej przeżyć i jej walki z chorobą. W „Zorkowni” wolontariuszka hospicjum opowiada głównie o swoich spotkaniach z umierającymi ludźmi.
„Mam obowiązek WIDZIEĆ rzeczy, smakować rzeczy,
cieszyć się nimi.
Bo jestem.
Póki jestem.”
(13 czerwca 2010)
To historia Gosi, której ciężko pogodzić się z tym ,że zostawia malutką córeczkę. Z pomocą męża i Agnieszki pisze do niej list- pomost, który połączy je w przyszłości.
To pan Czesiu, któremu córka nie ma odwagi powiedzieć, że jego żona niedawno zmarła. On cały czas myśli, że leżą razem, tylko w innych szpitalnych łóżkach.
To Ola w piątym miesiącu ciąży, umierająca na czerniaka.
To Róża, która już nie może doczekać się śmierci.
To towarzyszenie rodzinie, gdy ich bliski umiera.
„Zostałam zaproszona do największej intymności,
koncentruję się tylko na nich. Wiem, że pracuję na ich
wspomnienia z tych chwil, że każdy gest ma znaczenie.
Rozmawiamy, płaczemy, modlimy się cicho, milczymy. „
(23 lutego 2010)
To wiele więcej historii, różnych od siebie, a jednak zawsze w jakiś sposób podobnych.
Choć książka nie ma dużej objętości, jednak nie potrafiłam jej szybko przeczytać. Kilka stron, kilka historii na raz, więcej się nie dało. Nieustannie podziwiałam autorkę- Agnieszkę, że zdecydowała się na wolontariat w hospicjum. Dobrowolnie postanowiła spotykać się na co dzień z ogromnym cierpieniem bezbronnych ludzi i ze wszechobecną śmiercią. Przywiązywała się do ludzi, choć wiedziała, że wkrótce odejdą, często nawet przyjaźniła z nimi. Być może dla niej był to rodzaj terapii, próba pogodzenia się ze śmiercią malutkiej córeczki, chęć pomocy tym, którzy bardzo tej pomocy potrzebują, którym jeszcze można pomóc.
„Dzień Matki, Dzień Dziecka. Siłą rzeczy widzę mamy
po stracie. Te wszystkie festyny, balony, waty.
Nadmiar i głód. Pamiętam dobrze pierwszy rok:
bolał każdy po skóry. Nawet cmentarz zasypany
kolorami! – brak z posypką, pustka z lukrem”
(26 maja 2013)
Poświęcała obcym ludziom czas, który mogła spędzić ze swoimi bliskimi. W obecnym momencie (a może nigdy?) nie potrafiłabym tak. Z wielu względów. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś wybierałabym spędzanie czasu, którego ciągle mamy tak mało, z obcymi ludźmi, nawet jeśli oni bardzo tej obecności potrzebują. W porównaniu z autorką bloga wychodzę na straszną egoistkę… Jednak każdy z nas jest inny, każdym kierują inne pobudki. Jedni są w stanie dbać tylko o szczęście swoje i swojej rodziny. Inni potrafią dzielić się nim także z innymi ludźmi. I choć nie wiem, czy kiedyś do końca zrozumiem motyw ich postępowania, to jedno jest pewne- zawsze będę ich podziwiać za altruizm, zaangażowanie i chęć niesienia pomocy!
Ciężko ocenić książkę, która tak naprawdę była blogiem i rządzi się własnymi prawami. Tu nie ma rozdziałów- tu są posty z kolejnych dni. Nie ma regularności, widać, że autorka nie zawsze była w stanie pisać o tym, co przeżywa. Na pewno wielu rzeczy nie powiedziała. O swoim życiu wspominała zdawkowo. Nie mniej jednak, spodobał mi się styl autorki, lekkość w zabawie słowami, dzięki której zyskiwały całkiem inne i dużo większe znaczenie.
Blog Agnieszki Kalugi znajdziecie
TUTAJ
Gratuluję pani Agnieszko! Powodzenia i wytrwałości!
.
Książka bierze udział w wyzwaniach:
– Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
–
Klucznik: 2 w 1 (literatura europejska / (wy)pożyczona)
UWAGA!!!
Pod koniec tygodnia na blogu pojawi się możliwość złapania książki : Piotr Kotwica – Odblask w ramach akcji „Podaj dalej, czyli książka w podróży” zapoczątkowanej przez Sylwię z bloga Moje spojrzenie na kulturę.
Bądźcie czujni, bo książka pojedzie do pierwszej osoby, która się po nią zgłosi! 🙂