„Gwiazd naszych wina”

Uwaga, znów przeczytałam książkę dla
młodzieży, ale tym razem polecaną na wielu blogach, więc nie musicie się bać
mojej opinii.
Hazel Grace ma szesnaście lat i ma
raka. Zdaje sobie sprawę z tego, że niedługo umrze, chociaż lekarstwa
przedłużyły jej życie o kilka lat. Zdaje sobie również sprawę z tego, że
śmiercią zrani ludzi, którzy ją kochają, przede wszystkim rodziców. Porównuje
siebie do granatu, który pewnego dnia wybuchnie, siejąc spustoszenie wśród
najbliższego otoczenia. Dlatego kiedy poznaje Augustusa Watersa początkowo
wzbrania się i nie chce pozwolić ani sobie, ani  jemu na głębsze uczucie. Chłopak jednak nie
poddaje się łatwo, zaprzyjaźniają się, a on chce spełnić jej pragnienie-
poznanie dalszych losów bohaterów jej ukochanej książki. Wykorzystuje swoje
marzenie z fundacji na podróż do Amsterdamu wraz z Hazel i jej mamą, by spotkać
się z pisarzem. Kilkudniowy pobyt tam jest przełomowy w ich życiu.
Chyba nie powinnam nic więcej pisać,
żeby nie zdradzić zbyt wiele. Ale jeszcze podzielę się moimi odczuciami.
Książka była delikatna. Autor poruszył
trudny temat, jednak zrobił to subtelnie, skupiając się bardziej na emocjach
bohaterów, niż na ich cierpieniach i niedogodnościach związanych z chorobą,
choć nie sposób tego pominąć w książce o takiej tematyce. Na pierwszy plan
wysunęła się miłość. Taka nastoletnia miłość ma w sobie coś wzruszającego.
Zresztą każda ma, ale ta pierwsza jest najbardziej niewinna, może trochę
niezręczna i naiwna, pozbawiona sztuczności, dlatego czytałam o niej z
uśmiechem na ustach..
Na początku myślałam, że będzie to
powieść w stylu „Jesiennej miłości” Sparksa. Ale zdecydowanie nie. Zostałam
zaskoczona, poruszona już w połowie książki, więc nie byłam w stanie
przewidzieć zakończenia.„Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem
życzeń”
– wielokrotnie powtarzali bohaterowie. To pogłębiało odczuwany przeze
mnie smutek i współczucie dla głównych bohaterów, młodzi ludzie powinni być
pełni optymizmu i nadziei, a nie żyć z przekonaniem, że nie można spełniać
swoich marzeń.
Książka wprawiła mnie w nastrój
melancholijny, zmusiła do refleksji o śmierci. Nieważne czy bliska osoba umiera
w wypadku czy z powodu choroby, jednak zmienia życie tych, którzy ją kochali.
Nagle zaczyna się zwracać uwagę na banalne sprawy, które zwykle przemykały obok
nas prawie niezauważenie. Zapach, szorstkość dotyku, smak pocałunku- choć na co
dzień nie myślimy o tym, nagle pragniemy sobie wszystko przypomnieć. Chociaż ta
powieść nie stanie się moją ulubioną, jednak doceniam, że wzruszyła mnie,
zwróciła uwagę na kruchość życia, przypomniała, że należy z niego korzystać i
dbać o miłość. Jeszcze muszę dodać, że zostałam wręcz zahipnotyzowana przez
tytuł książki. Trzy słowa, które przyciągały mnie nawet po skończeniu czytania.
Pozostałe
książki autora:
– 19 razy
Katherine

Papierowe miasta
– Szukając
Alaski

Okładki książek pochodzą z portalu Lubimyczytac.pl

Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Klucznik: 1. Z kolorem w tytule

Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
Najpierw książka, potem film

6 czerwca
do kin w Polsce wchodzi ekranizacja książki „Gwiazd naszych wina”. Także jeśli
już ją przeczytaliście, możecie ze spokojnym sumieniem pójść obejrzeć i
porównać wrażenia 🙂