Paulina Świst „Chechło” #przedpremierowo

chechło
Zdjęcie z: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Chechlo-Naklo.jpg

Ciepło jest, weekend tuż-tuż, więc może Chechło? Jeśli nie to koło Świerklańca, to polecam książkowe. Bo Paulina Świst wzięła na celownik kolejne śląskie jezioro i mocno tam namieszała!

„Chechło” jest drugim tomem serii i choć historia Pauliny i Marcina zamyka się w ramach tej książki, to warto zacząć od „Paprocan”, poznać drugoplanowych bohaterów, którzy tu też odegrają znaczącą rolę.

Praca w urzędzie gminy jest dla Pauliny tylko tymczasowa, zanim nie stanie na nogi po tym, jak znów zaufała niewłaściwemu mężczyźnie i straciła prawie cały majątek. Kelnerowanie na rautach dla biznesmenów to kolejne jej tymczasowe zajęcie. Tak właśnie poznała Marcina, adwokata wspierającego inwestora zainteresowanego terenami przy Chechle. Przeżyli ognistą noc, nie spodziewali się jednak, że oprócz seksu połączą ich także interesy i… adrenalina!

O ile Paulinę pokochałam od razu, tak z Marcinem miałam trochę problem, chociaż na końcu mi zaimponował. Sceny seksu były ostrzejsze niż w poprzednich książkach, po czterech latach od premiery pierwszej książki, autorka nadal dba o to, by zaskakiwać opisami. A Marcin wydawał się największym bad boyem (żeby nie użyć innego, bardziej dosłownego określenia) z dotychczasowych bohaterów książek Pauliny Świst, przy nim nawet prokurator Zimnicki wydawał się delikatny i romantyczny. Marcin świadomie balansuje na granicy prawa. Czyżby to było stopniowe przygotowanie czytelników na to, co będzie, gdy głównym bohaterem zostanie ktoś z drugiej strony barykady? A swoją drogą, to przerażające, jak łatwo i szybko można w świetle prawa stracić majątek i twarz…

Największą zaletą tej książki jest język autorki, jej teksty, które sprawiają, że co chwilę prycham śmiechem. I odkrywanie nawiązań do rzeczywistości. Pewnie nie jestem pierwszą, która podczas czytania googlowała wójta Świerklańca i Matta Andersona? Swoją droga chyba ostatnio nieuważnie oglądałam z mężem VNL, skoro go przegapiłam. Podobała mi się intryga, zwłaszcza, kiedy kolejne elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce, odkrywając podwaliny większego planu. A co do pewnej schematyczności fabuły – cóż, właśnie to lubię w romansach (albo pornokryminałach). Poza tym schematyczność nie oznacza nudy, bo choć w ogólnym zarysie można się spodziewać, na jakich emocjach będzie grała autorka, tak samych szczegółów akcji nie byłam w stanie się domyślić, więc nie ma mowy o żadnym znudzeniu.

Jak zwykle nie zabrakło świetnych tekstów, interesującej historii i pyskatej bohaterki, ale „Chechło” nie będzie moją ulubioną powieścią Śwista (chyba ciągle mam największą słabość do „Prokuratora”, choć tak naprawdę lubię je wszystkie). Co nie zmienia faktu, że znów świetnie się bawiłam podczas czytania, a kolejne strony uciekały w zbyt szybkim tempie. I coraz bardziej ciekawi mnie Luca, więc już nie mogę doczekać się kontynuacji. Autorko, tym razem zapraszam na Pławki (choć i tak Dzibice rządzą 😉

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.

Paulina Świst „Chechło”

Wydawnictwo Akurat
Data premiery: 16.06.2021
Liczba stron: 320
ocena: 8/10