Paulina Świst, Lilka Płonka „Mala M.” #przedpremierowo

Mala M.
Obraz Concord90 z Pixabay

Na każdą książkę Pauliny Świst czekam jak na świąteczny prezent (a nawet bardziej, bo nie wiem, czego dokładnie się spodziewać), dlatego wiadomość o bonusowej powieści napisanej z przyjaciółką, tak mocno mnie zachwyciła. I jak zwykle z oczekiwaniem na świetną rozrywkę zaczęłam czytać, jak tylko „Mala M.” wpadła w moje ręce (no dobra, pół godziny później, bo droga do paczkomatu moim tempem ostatnio się wydłużyła 😉 )

To mogła być dla Mali niezapomniana noc z nieziemskim seksem. Gdyby tylko nie była tak pijana, że prawie nic z niej nie zapamiętała. Wciąż rozpamiętuje na nowo te gorące urywki, które zostały jej w pamięci i niebieskookiego przystojniaka – nieoficjalnie uznanego za boga seksu. Dlatego jej nowy, też niezwykle interesujący sąsiad, na razie nie ma u niej większych szans. Tym bardziej, że wygląda na porządnego faceta, a Mala mimowolnie wybiera zawsze tych złych…

To zupełnie inna historia, inaczej napisana i zupełnie inni bohaterowie, niż ci, których pokochaliśmy u Pauliny Świst (tu znajdziecie recenzję jej poprzedniej książki). Razem z Lilką Płonką napisały bardziej erotyk niż pornokryminał (aż sobie musiałam z książki pożyczyć to określenie), w którym retrospekcje z gorącej nocy przeplatały się z teraźniejszością. Nie było też męskiej perspektywy w narracji, co dało potem efekt sporych niespodzianek. Ale jedno się nie zmieniło: ekspresyjny język, cięty humor i zabójcze teksty głównej bohaterki, przez które przez większą część lektury szczerzyłam zęby jak głupia. Oczywiście poza momentami, gdy coś innego zaprzątało moją wyobraźnię. Jednak wbrew pozorom, książka nie składała się z samych scen seksu, było sporo innych okazji, by poznać zdecydowanie nieidealną Malę.

Czytało mi się świetnie, aż do pewnego momentu. Żeby uniknąć spoilerów, powiem tylko, że zaczęłam mieć dość mieszane uczucia, bo autorki wprowadziły wątek, którego strasznie nie lubię w romansach (w zeszłym roku przeczytałam za dużo takich książek, a wszystkie były bardzo podobne do siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o główne bohaterki). Na szczęście jednak kolejne informacje sprawiły, że byłam w stanie zaakceptować to rozwiązanie i znów czerpać wyłącznie przyjemność z lektury. Tym bardziej, że Mala wyłamywała się ze schematu i nigdy nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać.

Uwielbiam romanse, w których poza uczuciami i seksem dużo się dzieje i nie jestem w stanie przewidzieć kolejnych kroków bohaterów, a taka właśnie jest „Mala M.” – skutecznie odrywa od rzeczywistości i wciąga tak, że nie czuć upływu czasu. Paulina Świst i Lilka Płonka w duecie tworzą naprawdę dobrą, wybuchową mieszankę: jest oryginalnie i nieromantycznie (co, jak się okazało, może być ciekawym rozwiązaniem), dużo się dzieje, a pewnie będzie działo się jeszcze więcej. Bo ta książka ma jeszcze jedną bardzo ważną zaletę, oprócz braku gołej klaty na okładce – kończy się tak, że musi być kontynuacja! A to oznacza więcej książek Pauliny Świst w tym roku <3 

P.S. Tylko się zastanawiam, której z Szanownych Autorek jest więcej w Mali 😉

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.

Paulina Świst, Lilka Płonka „Mala M.”

Wydawnictwo Akurat
Data premiery: 14.04.2021

Liczba stron: 320
ocena: 9/10