Kerry Lonsdale „Nigdy nie zapomnę”

nigdy nie zapomnęDziś przedstawię Wam niesamowity debiut, książkę z nowej serii Chilli Books, którą pokochacie od pierwszych stron. Już pierwsze zdanie przygotowało mnie na mocne wrażenia podczas czytania:

„W dniu naszego ślubu James, mój narzeczony, dotarł do kościoła w trumnie.”

Ciało Jamesa znaleziono w Meksyku prawie dwa miesiące po tym, jak zaginął. Pogrzeb w dacie ich planowanego ślubu był dla Aimee niezwykle trudnym przeżyciem, a nieznajoma kobieta, która twierdziła, że James żyje, wprawiła ją w zdumienie. Dziewczyna nie chciała jej wierzyć, ale jednocześnie nie potrafiła się pogodzić z myślą, że mężczyzna, którego znała od dziecka, już nie żyje.

„Nigdy nie zapomnę” to książka, w której od początku czuje się sympatię i ogromne współczucie dla głównej bohaterki. Od razu poruszyło mnie niewyobrażalne cierpienie niedoszłej panny młodej. Symboliczna data, która miała być najpiękniejszym dniem w ich wspólnym życiu, stała się jedną z najgorszych chwil, jakie przyszło Aimee przeżyć. Nic więc dziwnego, że bohaterka miała problem, żeby wrócić do normalnego życia, nie chciała dopuścić do siebie na stałe myśli, że już nigdy nie zobaczy Jamesa, nie usłyszy jego głosu, nie wtuli się w jego ramiona. Trwała w pozornym bezczasie, nie pozwalając na zmiany, które zmusiłyby ją do uwierzenia, że jej ukochanego już nie ma.

Bo James był jej pierwszą miłością i przyjacielem. Dzięki retrospekcjom poznałam całą historię ich znajomości, sympatyczne wspomnienia z dzieciństwa, pierwsze romantyczne chwile. I cień, który od niedawna ciążył nad nimi, umiejętnie spychany w rozmowach na dalsze tory.

Aimee nie mogła wyciąć Jamesa ze swojego życiorysu, nie tracąc przy tym cząstki siebie, ale życie toczyło się dalej, a zrozpaczona dziewczyna została przywołana do rzeczywistości, która wymagała jej uwagi. Nie mogła ciągle przeżywać żałoby. To przyjaciółki okazały się katalizatorem, który pozwolił Aimee na powrót do ludzi. I chociaż nadal nie mogła zapomnieć o Jamesie, spróbowała wreszcie wziąć los w swoje ręce. I nie dać się omamić znakom, które sugerowały, że może nie wiedzieć wszystkiego o śmierci swojego narzeczonego..

Lubię chwytać się każdej, nawet najmniejszej nadziei. Łudzić się, że będzie lepiej, nawet jeśli jest już nieodwracalnie źle. Dlatego na miejscu Aimme uchwyciłabym się tej ostatniej deski ratunku, jaką były tajemnicze słowa nieznanej kobiety. I choćby nie wiem, ile mnie to kosztowało, podążyłabym tropem, który podała, zrobiła wszystko, by rozwiać ostatnie wątpliwości. Choćby było to niedorzeczne i głupie. Dlatego nie mogłam się pogodzić z zachowaniem Aimee, jej brakiem zainteresowana potencjalnymi informacjami na temat Jamesa.

Wbrew pozorom, „Nigdy nie zapomnę” okazało się historią z pozytywnym wydźwiękiem. Wzruszającą, smutną, z kilkoma niespodziewanymi zwrotami akcji i zaskakującym finałem, ale dającą nadzieję. Wiedziałam, że Aimee nie może wiecznie trwać w stuporze, że wreszcie podejmie działanie. Lubię czytać o bohaterkach, które po przejściach nabierają energii do nowych działań, które przypominają sobie, że miały kiedyś marzenia i teraz mogą je zrealizować. Debiutancka książka Kerry Lonsdale okazała się jedną z lepszych, które przeczytałam tego lata. Odnalazłam w niej magię codzienności, ciepłe opisy rozkwitającej miłości i bohaterkę, której życzyłam jak najlepiej. Nic więc dziwnego, że nie umiałam się oderwać od tej historii, a potem żałowałam, że już się skończyła. „Nigdy nie zapomnę” to powieść, którą zgodnie z przewidywaniem wydawcy, polecę przyjaciółkom.

13329528_1189860821058919_5529769885576498415_oRecenzja dla portalu DużeKa

Kerry Lonsdale „Nigdy nie zapomnę”

„Everything We Keep” – tłumaczenie: Aleksandra Kamińska
Wydawnictwo Znak
Data premiery: 14.08.2017
Liczba stron: 426
ocena: 8/10 (rewelacyjna)