Bullet Journal – kilka słów po 3 miesiącach używania #MyBlueberryLife

bullet journal

Dziś zapraszam Was na wpis w trochę innym stylu, tym samym wprowadzając na bloga nowy cykl wpisów „My blueberry life”. Będzie bardziej prywatnie i prawie zupełnie nieksiążkowo. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. A jeśli czekacie na kolejną książkową recenzję, pojawi się już za dwa dni 🙂

Bullet Journal? A co to?

O Bullet Journal (BuJo) dowiedziałam się z bloga Worqshop (zresztą polecam Ci lekturę bloga Kasi, tam dowiecie się najwięcej na ten temat, a może przy okazji zainspirujecie innymi pomysłami autorki). Bullet Journal to spersonalizowany system organizacji, kalendarz czy planner, który tworzysz, żeby był dokładnie taki, jaki jest Ci najbardziej potrzebny i przydatny.

Jak było ze mną?

Na początku była irytacja na kalendarz, który dotychczas używałam. Bo za ciężki, bo śliskie kartki, po których można było pisać tylko długopisem, bo okładka niekoniecznie wymarzona. Kalendarz poszedł w kąt, a mnie głowa pękała od  zapamiętywania kolejnych list rzeczy do zrobienia. Dłużej tak nie mogło być… Musiałam znaleźć system, by zacząć organizować wszystkie zadania, które miałam wykonać w najbliższym czasie lub w trochę dalszej przyszłości. Ale były dwa warunki:

Pierwszy: przy moim słomianym zapale, to nie może być drogie
Drugi: to nie może być trudne.

Do dzieła!

Na początku maja pomyślałam, że spróbuję, czy i do mnie przemówi idea Bullet Journal. Kupiłam zwykły, 96 kartkowy zeszyt w kratkę, rozrysowałam układ miesięczny na zaznaczenie najważniejszych wydarzeń i tygodniówki z dużą ilością miejsca na codzienne zadania. I zaczęłam działać.

Czy musi być pięknie?

Jak zobaczysz BuJo Kasi z Worqshop, na pewno się zachwycisz. Zresztą na Pintereście również znajdziesz mnóstwo inspiracji. Piękne kolorowe strony, pełne rysunków, naklejek, czy starannie pisanych liter. Artystka ze mnie żadna, pisma też nie mam pięknego, ale mimo wszystko postanowiłam spróbować. W moim zwykłym zeszycie szybko zaczęły mi przeszkadzać zbyt cienkie strony, wszystko co napisałam piórem czy kolorowymi cienkopisami, przebijało na drugą stronę, co nie wyglądało estetycznie. Chyba dlatego warto inwestować w lepsze zeszyty, z papierem o wyższej gramaturze, najlepiej w kropki, ale hej! -miało być tanio! Dlatego na potrzeby mojego BuJo sklejałam po dwie kartki, kolorowe cienkopisy poszły w ruch i już nic nie przebijało. Prawie dwa miesiące testowałam ten system, od lipca przeniosłam się do mojego pięknego Narcissusa i jestem nim zachwycona.

Hand lettering po mojemu

Nie słyszałaś wcześniej tego pojęcia? Ja też nie! To taka nowoczesna kaligrafia, pisanie ręcznie różnymi czcionkami, najlepiej z użyciem pióra lub specjalnych mazaków (brush pen). Ale przecież w moich założeniach na początku miało być tanio i prosto. Pióro kupiłam w Auchan chyba za 60 groszy (akurat była promocja, regularna cena to ok. 2 zł). Do tego paczka naboi – przypadkiem trafiłam na czarne, okazało się, że był to dobry wybór. Żeby zobaczyć, jak powinien wyglądać wyraz, który chcę napisać, wchodzę na www.dafont.com, rodzaj czcionki: script,  wpisuję wyraz (bez polskich znaków) i mam podgląd, jak wyglądałby w różnych czcionkach pisma ręcznego. Teraz najtrudniejsza część – ołówkiem kopiuję go na kartkę, później piórem, czy kolorem poprawiam go i cieniuje. Nie jest idealnie, ale jest wyjątkowo.

Ma być kolorowo!

Po kilku dniach wykorzystywania mojego BuJo wyłącznie jako miejsca na wpisywanie zadań i planów, zapragnęłam czegoś więcej. Dołączyłam na Facebooku do grupy Bullet Journal Polska i tak zalała mnie kolejna fala inspiracji. Miałam kredki, miałam kolorowe cienkopisy, ale zamarzyło mi się jeszcze washi tapes, czyli wzorzyste papierowe taśmy. Podobno można je znaleźć stacjonarnie w sklepach Tiger czy Kik, ale ja uzbroiłam się w cierpliwość i postawiłam na szaleństwo kolorów na Aliexpress.

Miało być tanio!

Co trzeba kupić, żeby zacząć swoją przygodę z Bullet Journal?

    • Na początek wystarczy zwykły zeszyt (ok 3 zł).
    • Kredki czy kolorowe cienkopisy pewnie znajdziesz w domu. Ja swoje cienkopisy kupiłam na promocji w Biedronce za ok. 5 zl.
    • A kiedy zapragniesz kolorów, możesz zamówić z Aliexpress washi tapes, jedna kosztuje ok. 4 zł.

A kiedy po prawie dwóch miesiącach stwierdziłam, że dalej chcę prowadzić BuJo, przestałam bardzo oszczędzać. Kupiłam sobie (w promocji na TaniaKsiążka) piękny zeszyt w kropki z Narcisussa. Niedawno dokupiłam brushpens z Lidla (24 kolory za 17,99 zł). Zamówiłam kolejne taśmy z Aliexpress.

I najważniejsze- czy to działa?

Moim BuJo zajmuję się rano, zanim dzień rozkręci się na dobre. Sprawdzam, co mam zapisane na dzisiaj, dopisuję to, co mi się przypomni. Gdy mam więcej czasu, przygotowuję czy ozdabiam kolejne strony. Oczywiście zapisywanie listy zadań jest proste, gorzej z realizacją. To, że zapiszę wszystko, co mam do zrobienia, pomaga oczyścić umysł. Zamiast pamiętać, że mam pamiętać, wpisuję to do BuJo i już nie muszę pamiętać, muszę TYLKO wykonać. Rano i popołudniu sprawdzam, co mam zaplanowane i staram się to realizować. Jeszcze nie jest idealnie, jeszcze nieprzyjemne obowiązki, albo takie, do których nie wiem jak się zabrać, odkładam na kolejne dni, ale jest lepiej niż było. Małym sukcesem jest to, że w ogóle sięgam po moje BuJo popołudniu, kalendarz zwykle leżał cały czas w torebce. Chcę jeszcze popracować nad odkładaniem zadań i realizacją nawyków, ale czuję, że jestem na dobrej drodze.

O tym, w jaki sposób korzystam z mojego Bullet Journal oraz jakie strony są dla mnie najważniejsze, napiszę w kolejnym wpisie.